Gdy ja zasypiam, to Ty nie śpisz wcale – pilnujesz czujnie, czy równo oddycham, czy serce mi jak zegar będzie biło dalej i czy noc dokoła jest dobra i cicha…
Wiem, że tutaj jesteś… Ale tak cicho, jakby Cię wcale tu nie było… Lecz ja Cię wciąż czuję w domu, w lesie, w mieście - jakby koło mnie czyjeś serce biło…
Wieczorem mnie zapraszasz pod parasol ciszy, gdzie stukanie serca i myśli się słyszy. A pod powiekami widać – jak motyle – te dobre i niedobre z całego dnia chwile...
Mogę Cię nazwać: „Aniele Słoneczny”, bo dla Ciebie dzień
jest tak długi, że wieczny. A taki czysty jak łza Matki Boskiej i jasny jak te Boże drogi proste.
Jesteś Aniołem, czyli Bożym duchem, i znasz najlepiej mój skarb, czyli duszę – to, co jest we mnie najbardziej moje i w czym ma Pan Bóg podobieństwo swoje...
Boży i mój Aniele – co na straży mego życia stoisz – Ty sam wiesz jak wiele jest tego, czego mama się boi: że sobie zaraz coś złamię, że się oparzę lub zranię…